Nieważne czy przyjeżdżacie Państwo do Poznania w interesach, czy dla przyjemności, żeby dobrze poczuć się w tym mieście trzeba dać sobie chwilę, aby je zrozumieć. Poznań jest specyficzny, tak samo jak Poznaniacy. Miasto może się spodobać, tak na pierwszy rzut oka: nowoczesne – ale jednocześnie zachowawcze, zadbane i czyste, bo w Poznaniu „pożundek” musi być, a jak go nie ma to „wiara” marudzi jak chyba nigdzie. Tu każdy remont trwa za długo, nawet jeśli w innych częściach kraju robiliby to jeszcze dłużej. Pewne rozwiązania urbanistyczne przyjezdnych mogą zaskoczyć, a czasami wręcz wprawić w osłupienie, zaś do specyficznej urody niektórych obiektów długo się trzeba przyzwyczajać.
Mieszkańcy miasta też nie dają się pokochać od pierwszego wejrzenia – są bardziej wycofani, ostrożni czy wręcz oszczędni – i to raczej w okazywaniu emocji niż na zakupach. Wszak takiej ilości luksusowych aut, czy na co dzień tak elegancko ubranych ludzi jak w Poznaniu trudno szukać w innych częściach kraju.
Ale gdy już się człowiek przyzwyczai do Poznaniaków, poświęci chwilę, aby zrozumieć ich specyficzną logikę i rozsmakuje się w mieście trzeba przyznać, że w Poznaniu żyje się świetnie!

Sądzę, że mogę pozwolić sobie na takie obserwacje, bo nie jestem rodowitą Poznanianką. Przyjechałam tu na studia – i tak już zostało. Najpierw przyglądałam się miastu – i jego mieszkańcom. Nie zawsze było łatwo. Nigdy nie zapomnę jak na pierwszym roku turystyki koleżanki zaprosiły mnie na „pierdoły przy kawie”. Minę musiałam mieć jak Państwo czytając teraz te słowa, ale w Poznaniu „pierdoły” to po prostu pogaduchy. Szybko dowiedziałam się jak wygląda „elegant z Mosiny”, nauczyłam się jeść w piątek pyrki z gzikiem i zakochałam we wszechobecnym „słodkim”.
Mieszkając tu już 15 lat przyjęłam wiele Poznańskich zwyczajów – 15-minutowe spóźnienie jest akceptowalne, 16-minutowe kwitowane jest wzrokiem bazyliszka. Samochód myje się w soboty, w niedziele obiad ze znajomymi i ich rodzinami zawsze jest na 14:00. Do knajpy można wyjść codziennie, ale nawet w czwartek lokale pustoszeją o 22:30 – kiedy z okolic Starego Rynku odjeżdżają ostatnie dzienne tramwaje, a gdy gra Kolejorz najbezpieczniej chodzić z niebiesko-białym szalikiem. Dziś jak wielu Poznaniaków prowadzę własna działalność gospodarczą i obowiązkowo, acz bezwiednie ostatniego dnia miesiąca jadę zatankować do pełna, żeby mieć „koszty” na koniec miesiąca.


Po studiach turystycznych, a potem na orientalistyce (filologia japońska) zaczęłam pilotować. Szybko zorientowałam się, że gdy mówię „dom” mam na myśli Poznań – wiec zrobiłam także kurs przewodnika miejskiego po Poznaniu. I choć wyspecjalizowałam się w krajach skandynawskich (wymiana naukowa) oraz głównie azjatyckich (kolejna wymiana naukowa – Japonia, Tajwan, Korea Płd.), gdzie z turystami jeżdżę kilka razy w roku, to w pewnym momencie postanowiłam sprowadzić Azję do Poznania. Ostatnio swój czas dziele między odwiedziny Azji Wschodniej, a oprowadzanie – przede wszystkim Azjatów – po moim ukochanym, choć nie rodzinnym mieście.

Studiując Poznań przez ostatnich 15 lat zafascynowałam się historią czasów, gdy kształtowała się polska państwowość. Uwielbiam spacerować po cichym Ostrowie Tumskim, gdzie dosłownie można dotknąć kamieni, po których chodził Mieszko I i Bolesław Chrobry – słynni założyciele naszej pierwszej dynastii Piastów. Dynastii, której początki nikną w mrokach dziejów, ale jakże interesującej! Oglądając słynny serial „Grę o Tron” niejednokrotnie też zastanawiałam się czy George R.R. Martin – autor słynnej powieści, nie czytał przypadkiem ich historii, która zainspirowała go do napisania swego dzieła, tyleż podobieństw!
I odkryłam także, że polski Renesans ma wiele twarzy – to nie tylko dwór królewski w Krakowie, czy weseli panowie szlachta na kresach wschodnich, ale także wspaniali poznańscy lekarze, którzy zamieszkiwali przyrynkowe kamieniczki, nierzadko pionierzy w swojej dziedzinie i walce z reformacją, która w innych częściach kraju nie stanowiła takiego problemu. W końcu zrozumiałam też typowo Wielkopolską przewagę pozytywizmu nad romantyzmem, prymatu ciężkiej i nierzadko mało zauważalnej na co dzień pracy, nad szaleńczymi porywami ducha. Ducha pracy organicznej nadal czuć w ścisłym śródmieściu – czasami aż mam wrażenie, że państwo Raczyńscy nadal patrzą na „swoje” miasto z okien podarowanej mu przez siebie biblioteki. Smutna historię zaborów wieńczy monumentalna Dzielnica Cesarska, która miała być symbolem niemieckiej dominacji nad miastem, a pragmatyczni Poznaniacy zamienili ja w wielkie centrum kultury.


Chcąc jeszcze bardziej zbliżyć się do miasta, w 2014 wraz z grupa znajomych utworzyliśmy fundację na rzecz promocji turystyki w Poznaniu „Visit Poznań”. W chwilach wolnych od innych zajęć redagujemy stronę internetową poświeconą walorom turystycznym Poznania, świadczymy usługi przewodnickie – komercyjne oraz pro publico bono, a od 2017 szkolimy przyszłych przewodników miejskich.
Jeśli nadal zastanawiacie się Państwo co sprawia, ze Poznań jest tak inny na tle pozostałych Polskich miast, z chęcią pomogę to Państwu zrozumieć w trakcie wspólnego spaceru!

Do zobaczenia w Poznaniu!
Anna Sota